Arterrarium - czyli między realnością a RYTUalnością kreacji
Nieczęsto zapuszczam się w te trudno dostępne rejony sztuki, w których bujnie rozkwitają egzotyczne fantasmagorie pobudzając apetyt mitycznych stworzeń, szponiastych demonów, heroicznych fantomów i krwiożerczych bestii. Zapewne odgradza mnie od tego świata przekleństwo sceptycyzmu, ciążące na imieniu Tomasz, i sączące do jaźni zuchwałą pokusę empirycznej weryfikacji każdej hipotezy świata, także tej, która materializuje się sztuką. Jakże nie zagubić się w gigantycznych labiryntach aluzji i iluzji, czeluściach nieprzeniknionej głębi i gęstwinach kuszących ornamentów. Nie ufając zatem własnej orientacji, szukam wsparcia u częstszych bywalców tych mrocznych, wysublimowanych przestrzeni, ponurych zaułków duszy i siedlisk podświadomości. Jednym z nich jest Jorge Luis Borges, twórca „Fikcji” i „Zoologii fantastycznej” – mistrz misterium literackiej mistyfikacji.
W króciutkim wstępie do „Zoologii” czytamy: „Żyją na kartach tej książki (…) niezwykłe istoty, które zaspokajają czy też kiedyś zaspokajały jedną z potrzeb duchowych człowieka. Wiadomo już, nie ma niczego przypadkowego w koszmarach i snach. Słynne zwierzęta, które występują w tej uroczej książce, są realne jako przedmiot podziwu i strachu albo przejaw ludzkiego upodobania do magii. (…) Mimo że zdajemy sobie sprawę z ich nierealności, robią na nas nie mniejsze, a nieraz i większe wrażenie, niż niektóre stworzenia konkretne, ziemskie. (…) Poszczególne okazy tej fantastycznej fauny rozproszyły się po różnych religiach i mitologiach. Obiecują nam męki piekielne, wróżą zdobycie rozmaitych dóbr i czasem niemal wkraczają na obszar metafizyki…” Napisał to przyjaciel Borgesa, argentyński pisarz Carlos Mastronardi.
Myślę, że takie motto mogę także zadedykować twórczości pana Przemysława Tyszkiewicza.
Łączy go z Borgesem (choć nie z nim jednym, ani jego jedynego) potrzeba mitologizowania świata, mitologizowania życia i twórczości – i siebie w nich. Już sama wyrafinowanie kanciasta sygnatura, drapieżna niczym demoniczny podpis pod cyrografem potwierdzającym przejęcie duszy przez demony, mówi wiele o fascynacjach i inspiracjach artysty. Wydaje się, że sama forma artystycznych wypowiedzi Tyszkiewicza przypomina tworzenie graficznych gotyckich apokryfów, mających stanowić dowód na istnienie świata innego niż ten, którego gorączkową zmienność relacjonują codzienne gazety. W jednej z nich wyczytałem niedawno opinię brytyjskiego historyka Simona Schama: „Twarz Keitha Richardsa (gitarzysta The Rolling Stones przyp. TB) mówi więcej o XX stuleciu niż jakiekolwiek dokumenty”. Była to wzmianka o 70. urodzinach muzyka zamieszczona w… „Pulsie Biznesu”, znalezionym na siedzeniu w przedziale pociągu Intercity. Zdumiewające, nieprawdaż? Ciekaw byłbym komentarza „Pulsu Życia” czy może nawet „Pulsu Sztuki”? Może jednak jakąś prawdę o tej XX-wiecznej rzeczywistości kryje także „Rękopis znaleziony w Saragossie”?
Odpowiedzią Przemysława Tyszkiewicza jest puls „Krwi Księżyca płynącej w moim gardle” z roku 1997. Ta wielkoformatowa, pięcioczęściowa graficzna kompozycja przyniosła artyście prestiżową Nagrodę im. Daniela Chodowieckiego przyznaną przez Fundację Güntera Grassa w 1998 roku, czyniąc go twórcą rozpoznawalnym i docenianym. Jury zwróciło uwagę na zaskakującą „poetykę świata przedstawionego”, ale także na znakomity poziom warsztatu i skalę realizacji. Podstawy tego warsztatu zyskał pan Tyszkiewicz we wrocławskiej Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych, studiując w pracowniach prof. Haliny Pawlikowskiej (grafika artystyczna) i prof. Jana Jaromira Aleksiuna (projektowanie graficzne). Profesor Aleksiun bardzo pięknie i celnie opisuje w tekście rekomendacji źródła twórczości Tyszkiewicza, wśród których genius loci Wrocławia wydaje się impulsem dominującym. „Być może bezwiednie lub z pełną świadomością jest spadkobiercą mitologii, symbolicznej aury i historycznych realiów swojego miasta”. To artystyczny klimat Wrocławia z jego wielowarstwową kulturą materialną, bogactwem intelektualnej spuścizny i tradycjami artystycznej bohemy określa wcześniejsze i obecne pole twórczych poszukiwań artysty. W pewnym stopniu jest to sztuka endemiczna, czerpiąca z charyzmy miasta i ludzi w nim mieszkających, odbijająca (nomen omen) refleksy historycznej i duchowej tkanki fenomenu tego wyjątkowego miejsca. Zmiana tej perspektywy oglądu twórczości artysty może pozostawić – moim zdaniem – wrażenie „dramatu nie do końca rozpoznanego”.
W obszernym autoreferacie p. Przemysław Tyszkiewicz pisze tak: „Na ową gotyckość mojej twórczości (…) wpływ miały przynajmniej dwa czynniki. Pierwszy to miejsce mojego urodzenia, dzieciństwa, dojrzewania i kształtowania się świadomości. Wrocław jest bowiem miastem najeżonym wspaniałymi przykładami niemieckiego gotyku, cała więc moja fascynacja sztuką i jej historią oraz architekturą miała doskonałą pożywkę w postaci ceglanych murów głównie sakralnych budowli”. Drugim – wspominanym przez artystę – czynnikiem kształtującym jego pole ekspresji jest fascynacja techniką wklęsłodrukową, która uwiodła go jeszcze w czasie nauki w Technikum Geodezyjnym.
Te konsekwentnie pielęgnowane fascynacje pozostają żywe do dnia dzisiejszego. Artysta bogatszy o doświadczenie zdobyte w czasie studiów i współpracy z prof. Haliną Pawlikowską (w latach 1992–1997 był asystentem, a następnie do 2002 roku adiunktem w kierowanej przez Panią Profesor pracowni grafiki artystycznej), spotkań z prof. Stanisławem Wejmanem czy Eugeniuszem Getem Stankiewiczem poszerza skalę własnych możliwości ekspresji. Jednak Wrocław i alchemia dawnych technik graficznych pozostają nadal w centrum jego zainteresowań.
W 1997 roku p. Tyszkiewicz otrzymuje stopień doktora sztuki po przewodzie kwalifikacyjnym przeprowadzonym przez Radę Wydziału Grafiki macierzystej uczelni. Pięć lat później w tej samej jednostce zamyka postępowanie kwalifikacyjne II stopnia uzyskując uprawnienia wynikające ze stopnia doktora habilitowanego sztuki w dyscyplinie artystycznej GRAFIKA. Był już wówczas doświadczonym i cenionym pedagogiem, co zaowocowało zatrudnieniem na stanowisku profesora nadzwyczajnego (od 2003 roku) i powierzeniem mu funkcji kierownika Katedry Grafiki Artystycznej ASP we Wrocławiu (2005–2008). Od 2008 roku Przemysław Tyszkiewicz kieruje powołaną przez siebie pracownią grafiki artystycznej „Intaglio” wzbogacając zakres graficznych technologii dostępnych studentom wrocławskiej uczelni w ramach artystycznych specjalizacji. W międzyczasie ma też kontakt pedagogiczny ze studentami Wydziału Historii Sztuki Uniwersytetu Wrocławskiego (2003), a od 2005 roku także ze słuchaczami Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Głogowie, gdzie prowadzi pracownię grafiki artystycznej. Tak zwięźle przedstawia się kariera pedagogiczna p. Tyszkiewicza. Zakres tej działalności bardzo wnikliwie przedstawia sam artysta w autoreferacie, zwracając uwagę przede wszystkim na formalną dyscyplinę wypowiedzi graficznej i precyzję warsztatu. Przyznam, że „radykalne” – jak pisze sam Tyszkiewicz – metody kształcenia studentów zaczerpnięte z wizji edukacji artystycznej Markusa Lüpertza, oparte na systematycznym naśladownictwie mistrza, pachną odrobinę formalnym dogmatyzmem i ubezwłasnowolnieniem kreatywności studenta. Z całym szacunkiem dla autorytetu Mistrza i tradycji szlachetnych technik graficznych. Ufam, zważywszy liczne grono dyplomantów, którzy ukończyli studia pod kierunkiem p. Tyszkiewicza (30 magistrów i 20 absolwentów studiów licencjackich), że praktyka realizacji programu dydaktycznego pozwala na zindywidualizowanie stosowania tej metody na miarę autonomicznych, autorskich wypowiedzi młodych adeptów sztuki.
Zaufanie, jakim cieszy się we wrocławskim środowisku akademickim p. Przemysław Tyszkiewicz, pozwoliło mu także na udział w promocji kadry w przewodach doktorskich realizowanych przez macierzysty wydział. Był on promotorem przewodu doktorskiego mgra Michała Kurkowskiego z Wydziału Nauczycielskiego Katedry Sztuki Politechniki Radomskiej, mgra Macieja Guźniczaka z Wydziału Pedagogiczno-Artystycznego UAM w Kaliszu oraz recenzentem doktoratów mgr Małgorzaty Warlikowskiej i mgra Artura Skowrońskiego z Wydziału Grafiki ASP we Wrocławiu. Wszystkie te postępowania kwalifikacyjne zakończyły się uchwałami o nadaniu postulowanych kwalifikacji.
Pozycja artysty-pedagoga w środowisku akademickim jest oczywiście pochodną jego osiągnięć artystycznych. Nie inaczej ma się sprawa w przypadku p. Tyszkiewicza. Artysta ma za sobą udział w ponad 110 wystawach zbiorowych oraz 33 indywidualne prezentacje własnej twórczości w kraju i za granicą (dokładną listę aktywności wystawienniczej artysty zawiera dokumentacja niniejszego postępowania – nie będę więc jej przytaczał dosłownie). Prace graficzne Tyszkiewicza prezentowane były poza Polską na zbiorowych ekspozycjach m.in. w Rosji, Niemczech, Egipcie, Hiszpanii, USA, Urugwaju, Bułgarii, Słowacji, Belgii, Chorwacji oraz na Litwie i Ukrainie. Wspominałem już o Nagrodzie im. Daniela Chodowieckiego przyznanej p. Tyszkiewiczowi przez Fundację Güntera Grassa w 1998 roku. Nagrodzie tej towarzyszyła indywidualna wystawa w berlińskiej Akademie der Künste.
Pozycja artysty-pedagoga w środowisku akademickim jest oczywiście pochodną jego osiągnięć artystycznych. Nie inaczej ma się sprawa w przypadku p. Tyszkiewicza. Artysta ma za sobą udział w ponad 110 wystawach zbiorowych oraz 33 indywidualne prezentacje własnej twórczości w kraju i za granicą (dokładną listę aktywności wystawienniczej artysty zawiera dokumentacja niniejszego postępowania – nie będę więc jej przytaczał dosłownie). Prace graficzne Tyszkiewicza prezentowane były poza Polską na zbiorowych ekspozycjach m.in. w Rosji, Niemczech, Egipcie, Hiszpanii, USA, Urugwaju, Bułgarii, Słowacji, Belgii, Chorwacji oraz na Litwie i Ukrainie. Wspominałem już o Nagrodzie im. Daniela Chodowieckiego przyznanej p. Tyszkiewiczowi przez Fundację Güntera Grassa w 1998 roku. Nagrodzie tej towarzyszyła indywidualna wystawa w berlińskiej Akademie der Künste.
Tyszkiewicz jest też laureatem Nagrody Prezydenta Miasta Lublina na Międzynarodowym Biennale Grafiki w Technikach Miedziorytniczych w 1999 roku w Lublinie, nagrody specjalnej i wyróżnienia na Międzynarodowym Biennale Grafiki Małej Formy w Ostrowie Wielkopolskim (2005, 2001) i nagrody specjalnej w konkursie ZPAP – Grafika i Rysunek 2002. W 2003 roku Rektor Akademii Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu przyznał panu Tyszkiewiczowi Nagrodę Indywidualną II stopnia za działalność artystyczną i dydaktyczną. Osiem lat później artysta został uhonorowany Nagrodą Jubileuszową za 20 lat pracy we wrocławskiej uczelni.
Można powiedzieć, że fascynacja czy nawet miłość do rodzinnego miasta i regionu wyrażana w twórczości Tyszkiewicza są uczuciami odwzajemnionymi. Artysta otrzymał z rąk Prezydenta Miasta Wrocławia w 2009 roku nominację do zasiadania w Radzie Muzeum Miejskiego we Wrocławiu, w latach 2002-2010 pełnił funkcję prezesa Fundacji im. Eugeniusza Gepperta przy ASP we Wrocławiu, a od 2006 roku obowiązki członka Rady Muzeum Papiernictwa w Dusznikach Zdroju powierzone mu przez Marszałka Województwa Dolnośląskiego. Choć najpełniejszą formą tego odwzajemnionego uczucia wydaje się realizacja na zamówienie władz miasta ryciny „Miastu Votum” upamiętniającej obchody millennium Wrocławia. Artysta miał wyjątkową okazję do podjęcia dialogu z wielowiekową historią przedstawień Miasta i zmierzenia się z równie wymagającą tradycją graficznego rzemiosła. W rezultacie powstała intrygująca magiczno-topograficzna kompozycja, w której splata się iluzja rzeczywistości z rzeczywistością iluzji. A to chyba ulubiona forma wypowiedzi wrocławskiego grafika i jego osobista dedykacja „Urbi et Orbi”.
Jest też Tyszkiewicz aktywnym animatorem życia artystycznego środowiska wrocławskiego. Wielokrotnie organizował program plenerów studenckich dla studentów III-V roku w Dusznikach Zdroju i Luboradowie, był także kuratorem znaczących wystaw zbiorowych prezentujących dorobek tego środowiska, m.in. w Pałacu Sztuki w Krakowie – „Malarstwo, Grafika, Rzeźba” 2008 czy „Wrocławska Szkoła Grafiki” – Knoxville 2009. Inną przestrzenią aktywności artystyczno-badawczej Przemysława Tyszkiewicza są prowadzone przez niego od wielu lat warsztaty popularyzujące szlachetne techniki graficzne, m.in. w Muzeum Miedzi w Legnicy, Muzeum Papiernictwa w Dusznikach Zdrój, Muzeum Miejskim we Wrocławiu, ale także w hiszpańskich miastach Cadiz i Jerez de Frontera. Swoim artystycznym doświadczeniem dzielił się także uczestnicząc w międzynarodowych sympozjach i konferencjach graficznych organizowanych w Luboradowie, Katowicach, Dłużewie i Gdańsku a także za granicą (Saloniki, Andaluzja). Osobnym polem artystycznych debat stało się środowisko wrocławskich „hybrydaistów”, gdzie – jak sądzę – artysta odnalazł się jak „ulubiona ryba” w ulubionej wodzie.
W autoreferacie pisze tak: „Założenia hybrydaizmu opierały się na tworzeniu w sztuce tak zwanych hybryd mentalnych, będących kompilacją czy raczej zlepkiem symboli i znaków wynikających z kontemplacji oraz różnego rodzaju wariacji semantycznych głównego tematu. (…) Tak tworzone hybrydy mentalne stawały się w swojej końcowej fazie, niejako mikropoligonem doświadczeń z zakresu doskonalenia rzemiosła artystycznego, jak i wytrzymałości obrazu na ilość elementów o charakterze czysto estetycznym. Kosztem klarowności przekazu, a nawet kompozycji uwypuklone miały zostać elementy wyrafinowanej obróbki szczegółu oraz doskonałość techniczna ich wykonania”.
W dużym stopniu taka deklaracja ruchu hybrydaistów, jest fragmentem osobistego credo, którego konsekwencje ujawnia twórczość graficzna Przemysława Tyszkiewicza. To swego rodzaju wyrafinowana formalna kombinatoryka, która niesie ze sobą spore ryzyko hermetyzmu, ryzyko, które przeczuwa sam autor. Być może dlatego podejmuje polemikę z esejem Marty Raczek Diagnoza: schizofrenia, zamieszczonym w towarzyszącym wystawie grafiki wydawnictwie „Grafomania” z 2012 roku. Autorkę interesuje zdolność kreacji artystycznej (w tym przypadku dzieł grafiki artystycznej) do podejmowania dialogu z odbiorcą innym niż wąska grupa artystów dyplomowanych i ekspertów obeznanych z tajnikami warsztatu. Nie jest to pytanie błahe. Intryguje także mnie. Istotą problemu nie musi być różnica poziomu kompetencji warsztatowych, może on wynikać także z erozji języka plastycznego. Stąd w podtytule niniejszej recenzji nieco prowokacyjne zestawienie realności i RYTUalności kreacji. Tyszkiewicz – jak sądzę – nazbyt optymistycznie twierdzi, że „ortodoksyjność języka graficznego nie jest wadą, lecz dowodem na głębokość i dociekliwość badań prowadzonych w zakresie grafiki tradycyjnej”. Jednocześnie zauważa: „Życie i praca grafika zamykają się w bardzo hermetycznym, wąskim świecie, który tworzą: stół, matryca i krzesło, na którym siedzi artysta. Stąd też może tak żywa jest moja potrzeba zamykania się w różnego typu enklawach i budowania ich w grafice”. A przecież sztuka, choć rodzi się z bardzo subiektywnego odczucia świata, powinna być zdolna do wyrażania „sensów ponadosobistych”.
Na szczęście to wąskie terytorium wyznaczone stołem, matrycą i krzesłem nie musi jednocześnie ograniczać wyobraźni, czego dowodem jest wiele świetnych graficznych realizacji Przemysława Tyszkiewicza. Znakomitą, wnikliwą i rzeczową analizę twórczości Tyszkiewicza zawarł Mirosław Ratajczak w eseju zatytułowanym „Gotyk Tyszkiewiczowski” w katalogu wystawy artysty w Muzeum Miejskim Wrocławia w 2005 roku. Przekonują mnie, poza podkreślaniem warsztatowej wirtuozerii artysty, uwagi o „widocznej skłonności do emblematyki”, narracji typu rebusowego i „tablicowej” przejrzystości kompozycji, a także odwołanie do grafiki późnośredniowiecznej „niemieckiej przede wszystkim”. W miesięczniku „Odra” z 1999 roku Ratajczak podkreśla specyfikę formy tych prac, „zawsze poszukującej i akcentującej ostrość, drapieżność i haczykowatość, ościstość, szkieletowość, węźlastość, szponiastość itp.” Dodałbym słowo „opresyjność”. Rzeczywiście, wydaje się, że Tyszkiewicz z perwersyjną premedytacją, (a może jednak kompulsywnie) „rani” metalową matrycę, by ślad tej symbolicznej „rany” bez znieczulenia utrwalić potem w graficznej odbitce. Chciałoby się powiedzieć: rozdrapuje rany wyobraźni. Odbitka – podobnie jak tatuaż – stanowi świadectwo tego rytualnego bólu. Bólu tworzenia, bólu egzystencji, bólu przemijania …? Podobnie jak Mirosław Ratajczak nie odważę się przypisywać tym hipotezom charakteru „wykładni prywatnej mitologii artysty”. Dzielę się z Państwem tylko odczuciem aury tych prac. Nie sądzę, by po lekturze eseju Ratajczaka czy rekomendacji prof. Stanisława Beresia kolejna szczegółowa analiza źródeł twórczości artysty była niezbędna dla jej uwiarygodnienia. Starałem się w niniejszej recenzji odnieść raczej do problematyki określającej odrębność języka i artystycznych poszukiwań Przemysława Tyszkiewicza, nie zaś do pojedynczych realizacji – wykazując ich zalety czy niedoskonałości. Mogę jednak z tej bogatej twórczości wybrać kilka, które cenię sobie najbardziej.
Podzielam sympatię prof. Żelaźniewicza dla tych realizacji graficznych, w których autor zastosował głęboką czerń tła. Ta czerń zupełnie inaczej definiuje „grawitację” kompozycji Tyszkiewicza. Poza nagrodzonym Pentaptykiem najlepszymi przykładami zastosowania tej metody są: Wilcze żebra - 2001, Otmęt – 2001, Magiczne skutki połykania świeżych motyli – 2003 i dwie prace z cyklu Zagubieni nad Odrą – 2000. Jedynie w przypadku pracy zatytułowanej Modeko porównanie wersji czarnej z pozytywową wypada na korzyść tej drugiej (biel zdaje się lepiej podkreślać prawie heraldyczną koncepcję przedstawienia). Moją szczególną uwagę zwróciły także:
Wielkie sprzątanie – 1997, Poranek – 1994, Zaklinanie Ostrowa Tumskiego – 1995, Ciche podróże – 1992 oraz kilka znakomitych miniatur graficznych: Zbiory atawistycznego połykacza ryb – 1996, Exlibris Malborka – 1996 i Wizytówka – 1994. Trudno nie wymienić w tym zestawieniu choć kilku prac dedykowanych ukochanemu miastu: Miastu Votum – 1999, Nowe otwarcie – 2007 czy Kosmologia Wrocławia – 2008.
Tyszkiewicz to z pewnością artysta osobny, niemal obsesyjnie skupiony na autonomii własnych przekonań artystycznych i ich konsekwentnej realizacji w sztuce. Zwrócony w stronę graficznej tradycji, ale jednocześnie jakby poszukujący brakujących ogniw ewolucji sztuk graficznych, które to ogniwa mogłyby te tradycje wpisać w realia współczesności. Mirosław Ratajczak, kończąc swój esej o twórczości artysty, pisze: „Przemysław Tyszkiewicz z pewnością nie powiedział jeszcze ostatniego słowa”. Z ciekawością będę wypatrywał tych nowych słów.
Nie z wszystkimi poglądami artysty wyrażonymi w autoreferacie mogę się identyfikować, ale szanuje jego prawo do odrębnego postrzegania świata i odzwierciedlania go w sztuce. Podziwiam autentyczną pasję, z jaką dzieli się swoimi umiejętnościami i bogatym doświadczeniem artystycznym ze studentami. Doceniam także twórczy dorobek, stanowiący „poważny wkład w zasoby ikonografii wrocławskiej” (cytuje za prof. Aleksiunem), ale jednocześnie dopełniający panoramę współczesnej polskiej grafiki artystycznej.
Analiza dokonań artystycznych, działalności pedagogicznej i organizacyjnej artysty pozwala mi poprzeć wniosek Rady Wydziału Grafiki i Sztuki Mediów Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu o nadanie panu doktorowi habilitowanemu Przemysławowi Tyszkiewiczowi tytułu profesora w dziedzinie sztuk plastycznych w dyscyplinie sztuki piękne, co niniejszym czynię.
Autor: prof. Tomasz Bogusławski